poniedziałek, 6 grudnia 2010

Mikołajki w solarium...

Dzisiaj zaczęłam ostatni etap leczenia (pomijając tablety, które będę łykała przez 5 kolejnych lat, jeśli będzie mi dane znaleźć się w grupie tych 70 %, którym uda się przeżyć) jakim jest radioterapia.

Dziwne to leczenie, leżysz rozgogolona na zimnym blacie, w zimnym pomieszczeniu ze ścianami grubości chyba na półtora metra i spodziewasz się jakiś czarodziejskich promieni, a tu nic...
ani widu, ani słychu...
no więc wizualizuję, że spływa na mnie czarodziejska moc, która wytłucze ewentualne pozostałości gada...

A że świat jest mały mogłam się właśnie przekonać przychodząc na to badanie...
technikiem okazała się być mama kolegi z klasy mojej Liduśki...
może dzięki temu będzie trochę przyjemniej :o)  

piątek, 15 października 2010

Już po...

wróg siedzi zamknięty w słoiku, a ja siedzę zamknięta w domu.
Przez cały czas trwania leczenia, od kwietnia - chodziłam normalnie do pracy.
Nie pozwalałam żeby złe myśli zakradały się do głowy, pracując nie miałam na to czasu...
a teraz muszę siedzieć w domu dopóki rana się nie zagoi i dopóki nie zakupię protezy.
Oszaleć można od takiego siedzenia.
Tylko te ćwiczenia w kółko i masaże ręki, a ona taka nie moja ta ręka :(
i ciągnie pod pachą i nic zrobić nie można...

ale będzie przecież lepiej...

poniedziałek, 27 września 2010

Wyciągam kolejną broń...

Nastawiona bojowo i optymistycznie przez moje niezastąpione przyjaciółki od piersi szykuję się do kolejnej bitwy z moim wrogiem.
Chmioterapia wg karty informacyjnej spowodowała całkowitą remisję kliniczną !!!
ale niech wytną jeszcze niedobitki wroga, nie będziemy oszczędzać nawet najmniejszej rakowej komóreczki !!!

do boju !!!

środa, 15 września 2010

Lubię...

no cóż i na mnie przyszła kolej w zabawie krążącej ostatnio po blogowym świecie.
Wywołana przez Beatkę do tablicy spieszę z wypunktowaniem tego, co lubię:

1. góry w czasie złotej jesieni
2. poranną kawę z mlekiem, koniecznie w dużym kubku
3. wylegiwanie się w łóżku do godzin nieprzyzwoicie późnych
4. poezję śpiewaną
5. dźwięk gitary przy wieczornym ognisku
6. wiatr we włosach
7. kolor brązowy we wszystkich jego odcieniach
8. biały twarożek ze szczypiorkiem i sosem Tabasco
9. spiżarnię pełną przetworów na zimę
10.wędrówki po lesie w poszukiwaniu grzybów

To ostatnie wręcz ubóstwiam, a teraz właśnie jest czas spełnienia :)

Dzisiejsze zbiory:



Niedzielne zbiory w trakcie suszenia upchnięte jedne na drugich w piekarniku:



I ususzone grzybki zebrane dwa tygodnie temu:



To na tyle jeśli chodzi o grzyby - oczywiście na tyle w poście, bo samego grzybobrania i przetwarzania na pewno nie koniec !!!

Tradycyjnie wymigam się od zasady przekazania zabawy kolejnym 10 osobom - nie mam kogo wyznaczyć, wszyscy już się chyba wyspowiadali :)

piątek, 10 września 2010

Chwilo trwaj...

...taki tytuł znalazł się na okładce mojego osobistego albumu. Grubas ma ponad 120 stron, wymiar 20cm x 20cm i bardzo się cieszę, że w końcu udało mi się go skończyć. Na kartach albumu znalazły miejsce wszystkie scrapy digitalowe (15cm x 15cm), zrobione przez ostatnie 3 lata. Do tej pory walały się gdzieś po różnych pudełkach, a teraz poukładane chronologicznie będą cieszyć moje oczy. Ich wartość jest bezcenna, ponieważ uwieczniłam na nich wszystkie najważniejsze wydarzenia z naszego życia.

w całej okazałości:


okładki od strony zewnętrznej:


okładki od strony wewnętrznej:


przód okładki:


środek okładki:


Tytuł dla tego albumu zaczerpnęłam z poniższej,pięknej piosenki w wykonaniu Elżbiety Adamiak i Adama Nowaka (podczas mojej dłubaniny korzystam z takiego dobrodziejstwa jakim jest GaduRadio i moja ukochana stacja Kraina Łagodności-przy innej muzyce nie potrafię się zrelaksować)

wtorek, 17 sierpnia 2010

żyj kolorowo...

takie slowa chcialam przekazać pewnej przemilej osóbce przy okazji zabawy na forum "pstryczkowym". To cos w stylu wędrujących albumów. Jednak, żeby uniknąć przetrzymywania lub zaginięcia tych jakże cennych zapisków, mamy troszkę zmodyfikowane zasady. Każda uczestniczka zrobila sobie okladkę, a pozostale osoby przysylają ozdobioną z dwóch stron kartę. Albumiki są więc bezpieczne u każdej z nas w domu. Pozostaje tylko przebierać nogami z niecierpliwosci kiedy przyjdzie kolejna karta do wpięcia :)

Mój wpis wygląda tak:

pierwsza strona


druga strona


Mam nadzieję, że wlascicielce podoba się moja karta i że będzie się stosowala do przekazanej tam mysli :)

czwartek, 13 maja 2010

Segregator...

Strasznie dawno niczego nowego nie pokazywałam. Zresztą niczego nowego do pokazania nie mam. Cały ten rok zaczął się dla mnie niefajnie i co najgorsze zła passa trwa nadal...W związku z tym nie mam nawet ochoty ani siły na robienie czegokolwiek kreatywnego...No ale żeby te bombki świąteczne nie wisiały na tapecie do następnego Bożego Narodzenia wrzucam zliftingowany segregator. Był z tych nazwyklejszych - z szarej, grubej tektury. Ubrałam go w nową, dekupażową szatę - służy mi oczywiście do przechowywania ozdobnych papierów do deku :)
I to by było na tyle :) Postaram się częściej odkurzać moje blogowe progi :)





piątek, 30 kwietnia 2010

Biopsja i koszmar wychodzących włosów...

...Przed pierwszą chemią miałam wykonane badanie zwane biopsją gruboigłową...
no do przyjemnych ono nie należy :( biopsja cienkoigłowa to przy tym pikuś
...to gmeranie igłą w ciele jest okropne, a jeszcze gorsze rozmowy personelu, który pochylony nad człowiekiem, jak nad kawałkiem kotleta schabowego prowadzi nader przyziemne rozmowy nie wyłączając bzdurnych kawałów...

Znam już wyniki tej biopsji: rak przewodowy naciekający T2N1M0, G-2, hormonozależny
...na pocieszenie dowiedziałam się, że to najczęściej występujący rak, o średniej złośliwości i że bardzo dobrze, że jest zależny od hormonów, bo to oznacza, że jest dalsze leczenie...
...niedobrze tylko, że dał przerzuty do węzłów chłonnych...
...no cóż...
...gdyby nasi lekarze nie byli takimi konowałami, to leczenie zaczęłabym rok wcześniej...
ot tyle w tym temacie, bo nóż mi się w kieszeni otwiera

******

włosy, miało być jeszcze o włosach lub ich braku dla ścisłości :o)
trzymały się dzielnie mojej łepetyny przez trzy tygodnie, a wczoraj książkowo odmówiły posłuszeństwa.
Dobrze, że zdążyłam do domu wrócić - byłam na służbowym wyjeździe w Poznaniu i tam już się zaczely po woli sypać... gdybym w ostatni dzień pobytu umyła głowę to Klientów na targach zamiast zyskać to bym odstraszyła :o)
Przygotowałam się psychicznie do tej utraty, ale nie powiem trochę inaczej sobie to wyobrażałam...
na pewno nie tak, że spłyną prawie w całości zabrane prze nurt wody spod prysznica.
...sama utrata i łysa głowa mnie nie przeraziła - kształtną mam główkę, nawet nie wiedziałam :o)
a z peruką jest wygoda - nie trzeba się przed wyjściem do pracy pindrować...

środa, 7 kwietnia 2010

Życiodajna trucizna...

...niezły oksymoron mi wyszedł w tytule...
...ale jak inaczej nazwać truciznę, która ma ratować życie???

jadę stoczyć pierwszą bitwę (a będzie ich osiem),
moja oręż to cztery cykle AC i cztery cykle Taxoteru.
Będę dzielna, nie poddam się bez walki !!!

Do boju !!!

środa, 24 marca 2010

A jednak nieszczęścia chodzą parami...

...i nie wiem jak to napisać...
...półtora miesiąca temu pochowałam mojego tatę...
...przegrał walkę z rakiem - trwała krótko, bardzo krótko...
...zaledwie cztery miesiące od postawienia diagnozy...
...przegrał tę walkę walkowerem, nie potrafił sobie poradzić z diagnozą...
...a ja ??? co ja mam zrobić z usłyszaną dzisiaj diagnozą ???
CARCINOMA

...

niedziela, 27 grudnia 2009

Święta, święta i po świętach...

tyle biegania po sklepach, tyle godzin spędzonych przy garach, tyle przygotowań... a one minęły nie wiadomo kiedy.
Nie miałam nawet czasu na odpalenie komputera, dlatego teraz składam wszystkim odwiedzającym moje blogowe progi
NAJSERDECZNIEJSZE ŻYCZENIA :)

Nowości do pokazania nie mam :(
Może przez ten tydzień wolnego uda mi się coś zmajstrować ?

Żeby nie robić pustego wpisu wstawiam bombki, robione chyba 3 lata temu - ten czas tak zasuwa, że już tracę rachubę...
















niedziela, 15 listopada 2009

Katar

Mieszkał kiedyś przez dni osiem
straszny katar w Marty nosie.

Nie pomogły żadne leki,
nawet biała maść z apteki.
Nie dał rady mu rumianek,
zioła w szklance zaparzane.
Katar wciąż się nosa trzymał,
a ten puchł i się rozdymał.

Gdy czerwony był jak burak,
w sukurs przyszła mu mikstura,
którą babcia już za młodu
przyrządzała z bzu i miodu.

Zapachniało miodem cudnie.

Dziewiątego dnia w południe
widząc, że to nie są żarty,
katar nos opuścił Marty.
Zabrał wszystkie swoje rzeczy.

Nos z kataru się wyleczył.

Michał Zaremba

****************************

Katar, no właśnie - męczy mnie już od dwóch tygodni;
gdzie te przysłowiowe 7 dni ???
W związku z katrem w użyciu są nieodłączne chusteczki higieniczne, a wraz z nimi chusteczniki.
Robione były już dość dawno, ale ponieważ ich nie pokazywałam to mają teraz swoje 5 minut ;)

*dla Lidki*



*dla mamy - jako prezent gwiazdkowy*



*mój podręczny chustecznik stojący na szafce nocnej*

niedziela, 8 listopada 2009

Halloween...

...no cóż, nie należę do zwolenników tego amerykańskiego święta, ale przyparta do muru przez swoje własne dzieci nie mogłam im odmówić :)
W ubiegłym tygodniu ranek zaczął się więc od wycinania dyń. Zadania tego podjął się małżonek - dzieci natomiast mazakiem namalowały to, co miało zostać wycięte.
Śmiechu było przy tym od groma, a jaka radość na wieczór, kiedy zasypiały przy zapalonej, "własnoręcznie" wykonanej dyniowej głowie.









Ja podjęłam się niemniej trudnego zadania ;)
Razem z moimi pomocnikami zagnietliśmy ciasto, by zrobić z niego "paluchy wiedźmy".
Trochę nam nie wyszły ale za rok będzie lepiej :)




do scrapów wykorzystałam QP ze strony Wyld Web Designs © by Charmaine 2009 - ale nie byłabym sobą gdybym nie dołożyła od siebie kilku dodatków haha

wtorek, 27 października 2009

Lifcik...

postanowiłam wziąć udział w zabawie, którą od jakiegoś czasu organizuje zdolny zespół kobitek z Art-Piaskownicy
Tym razem do scrapliftu posłużył LO IngridG - można go zobaczyć tutaj
Bardzo przyjemnie mi się scrapowało na podstawie jej pracy i o dziwo uporałam się ze wszystkim w jeden wieczór, a z moim żółwim tempem to na prawdę coś niebywałego ;)



kolory są oczywiście przekłamane ale tak to jest jak się robi zdjęcia po nocy ;)

sobota, 24 października 2009

kolorosfery dwie...

czyli zabawy kolorem wg wzorników podawanych przez Karolę :)
Pierwszego zestawu kolorystycznego użyłam przy okazji wpisywania się do jakże już dłuuugo wędrującego albumu Rae. Ponieważ wędrownik zatytułowany jest "Graj w kolory", a jego właścicielka zachęca, by przy wpisie pobawić się trudnymi dla nas barwami skorzystałam ze wzornika i oto co mi z tego wyszło





całość wygląda tak:



parę szczegółów:



no i wzornik, wg którego dobierałam kolory



Drugi wzornik wykorzystałam przy okazji szykowania prezentu dla naszej uroczyskowej Ewci - co prawda moje kolory są bardziej intensywne, ale zadanie zaliczone ;)